„Miecz od bezdomnego” – opowiadanie.
Wicepremier Sasin nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Miało być zupełnie inaczej. Liczył na jakąś pochwałę albo przynajmniej poparcie w wyborach.
Zrezygnowany usiadł pod murem pobliskiego kościoła i wsunął między nogi kapelusz.
Jak mogli mu to zrobić?
Jak mógł się dać aż tak wyrolować?
Od dzisiaj został bezdomnym. Tak nagle. Bez żadnego ostrzeżenia. Wczesnym rankiem wpadło ABW i kazali mu się wyprowadzić.
Pozostało mu żebrać o drobne, bo tylko w taki sposób mógł przeżyć. A ojciec? Ojciec dobrodziej? Czcigodny ojciec ma się dobrze. I ma także miecz.
–
– Nie wiem, czy wiecie – rozpoczął ojciec Rydzyk – ale ten miecz dostaliśmy od bezdomnego.
Dziennikarze, którzy otoczyli redemptorystę, spojrzeli na siebie zdziwieni.
– No tak – kontynuował – od bezdomnego. Przyjechał bezdomny i podarował nam miecz. Pan Jacek z Warszawy. Niestety nie mamy już z nim kontaktu.
–
Po udzieleniu wywiadu ojciec dyrektor wsiadł do swojego maybacha podarowanego przez innego bezdomnego i odetchnął z ulgą. Całe szczęście, że udało mu się odpowiednio wcześniej zareagować. Kilka telefonów i już po sprawie. W końcu zbliżają się wybory. Nikt nie będzie protestował. Kiedy obliczył sobie kwotę od spadku i darowizn, jaką zmuszony byłby odprowadzić od tysiącletniego miecza, to aż zabolało go serce.
Niestety tym razem Jacek na serio musiał stać się bezdomnym, ponieważ podarował mu miecz na oczach kamer. Nie było więc mowy o nieistniejącym bezdomnym. Maybach ruszył spod siedziby radia Maryja, a ojciec dyrektor przeżegnał się i postanowił zmówić zdrowaśkę w intencji głodnych i potrzebujących…
Opowiadanie jest fikcją literacką, a przedstawione wydarzenia nie miały miejsca w rzeczywistości.
Tagi: Miecz od bezdomnego