Tygodniówka Siwca- 28.
Kolejna Tygodnióweczka z cyklu: Towarzystwa Wzajemnej Adoracji.
Tym razem o kulturze. Lokalnej kulturze. Zacznę od tego, że całkowicie zaprzestałem pisania/komentowania na swoim Facebooku prywatnym wydarzeń, związanych z miastem, w którym mieszkam. Skala ilości hien, pasożytów, donosicieli i krętaczy, którzy tylko czekają, żeby mi czymś zaszkodzić „wyjebała poza skalę”. Mieszkam w niewielkim, ale bardzo hermetycznym miejscu. Jeśli nie jesteś entuzjastą folklorystyczno-religijnych klimatów, to możesz być tutaj źle postrzegany. Jednak postanowiłem, że mimo, iż jest to niekomfortowa dla mnie sytuacja, po prostu nie mogę pozwolić, żeby jakieś kapsle całkowicie podporządkowały i zniszczyły, to co sobie zbudowałem i w sumie od zawsze komentowałem. Mam takie prawo, nawet pomimo konsekwencji. To jest moje miejsce, i szczerze mówiąc jeśli komukolwiek się coś tutaj nie podoba, to może wypierdalać. Po prostu.
Zacznę od tego, że z uwagą obserwuję życie kulturalne mojego miasta, a w szczególności konkursy literackie i fotograficzne. Coś tam człowiek tworzy, więc siłą rzeczy, znajduje się to w obiekcie moich zainteresowań. Szczerze mówiąc, chcę czy nie, i tak w tych literackich uczestniczę, ponieważ okazuje się, że udział w tym wydarzeniu nie jest tak do końca dobrowolny. W skrócie rozchodzi się o to, że dzieciaki z podstawówek (w tym moja córka) od lat dostają na zadanie domowe (z języka polskiego) realizację zagadnienia, które jest właśnie o takiej samej treści, jak ogłoszony konkurs literacki. Innymi słowy – dzieciaki pod groźbą „pały”, muszą brać w nich udział. Zawsze dziwiła ta wysoka frekwencja… Po prostu zastanawiałem się nad tym, jak wielu ludzi stąd, zajmuje się czymś tak mozolnym, jak pisanie… Teraz już chyba wiem, o co biega. Co ciekawe – bez względu na to, gdzie i kto organizuje te konkursy literackie, od zawsze „opiekuje się” nimi wydział kultury powiatowej instytucji, który za każdym razem przy okazji ogłaszania wyników, deklaruje wydanie książki ze zwycięskimi tekstami. Ten blef trwa już od lat, bo nigdy czegoś tak prostego nie udało się jeszcze im zrealizować. (Jakiś czas temu zagłębiłem się w ten problem i poznałem rzeczywisty powód takiego stanu rzeczy!). To jest totalnie nie w porządku wobec młodych i starszych literatów, którzy są tym bezczelnie mamieni. Jeden wielki shit!
Właśnie rozstrzygnięto konkurs na zdjęcie roku i jeszcze zanim kliknąłem w ogłoszenie wyników, rozmawialiśmy z kolegą, że na milion procent zwycięży coś, co będzie miało związek z kościołem, księdzem, kapliczką itp. Taki mamy tutaj wesoły klimat 🙂 Myślicie, że się pomyliliśmy? Z zeszłym roku wygrała fotka, na której widzimy księdza w wypasionej furze, przed którym klękają jacyś ludzie…W tym roku pierwszą nagrodę zgarnęło zdjęcie UWAGA! – aż dwoma księżmi oraz kościelnym 🙂 Podsumowując – wydaje mi się, że mam już patent na wygraną w przyszłym roku. Aparat posiadam. W telefonie. W końcu nie liczy się technika, ale pomysł! A tak serio, to rozbawiło mnie to okrutnie. W kółko i w kółko to samo.
Tak czy inaczej dodam tylko, że jedno ze zwycięskich zdjęć przedstawia także kaczki, a inne krowę 🙂 Za to kurde – szacun, bo to są mega dobre foty!
Udanego weekendu!
PS: Gdyby ktoś chciał złożyć jakiś donos lub zasygnalizować, to co napisałem, to opcja wydrukowania znajduje się po prawej stronie u dołu stronki. Można wówczas bezpośrednio komuś na biurko donieść, jak to jest już w zwyczaju 🙂 Kłaniam się.