Ostatni przystanek… – opowieść niesamowita, osadzona w Suchej Beskidzkiej.

0 Comments

OSTATNI PRZYSTANEK.

Odkryłem to miejsce przez przypadek. Tamtego dnia pojechałem na wycieczkę rowerową w stronę Jeziora Mucharskiego. Zawsze wybierałem tę samą trasę. Najpierw chodnikiem suskiego pasażu, potem drogą wzdłuż ulicy Zamkowej, a następnie wjeżdżałem na Wadowicką, z której za żółtym mostem w Zembrzycach skręcałem w lewo. Niestety nie dojechałem do kresu planowanej podróży, ponieważ moją uwagę przykuł przystanek autobusowy, którego (mógłbym dać sobie głowę ściąć!) dzień wcześniej w tym miejscu nie było. Jestem o tym przekonany, gdyż wczoraj też tutaj przejeżdżałem. Przystanek nie różnił się od innych – ot zwykła kostka położona na ziemi, drewniana ławeczka i stojący obok rozkład jazdy. Na przystanku znajdowało kilka osób. Jedna staruszka, jakiś dzieciak, który nie mógł mieć więcej niż cztery latka oraz dwóch starszych mężczyzn.
– Chodź, chodź do nas – pomachał mi jeden z nich.
Lekko się zdziwiłem, ponieważ nie znałem tej osoby. Pomyślałem, że pewnie mnie z kimś pomylił, albo po prostu ma jakąś potrzebę. Nie zastanawiając się długo, zszedłem z roweru i popędziłem w stronę przystanku. Po drodze zastanawiałem się, jak komukolwiek udało się w ciągu jednego dnia postawić taki obiekt. Kiedy się zbliżyłem, całe towarzystwo wbiło we mnie oczy i każdy machnął ręką na powitanie.
– Chyba nie chcesz się spóźnić na autobus? – odezwał się staruszek w brązowym kapeluszu.
– Ale… – wybąkałem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi – Ja nie wybieram się w żadną podróż.
– Siadaj chłopcze – westchnęła staruszka, klepiąc pomarszczoną dłonią w ławkę. – Chyba nie chcesz czekać tutaj aż do jutra na następny autobus?
Spojrzałem po ich twarzach, próbując wychwycić, czy przypadkiem nie robią mnie w balona.
– Już mówiłem, że nigdzie się nie wybieram. Ja tylko… – moje zdanie przerwał narastający dźwięk zbliżającej się karetki pogotowia. Ambulans zatrzymał się jakieś sto metrów od nas. Widać było, że zaczyna się tam robić coraz większy korek. Wkrótce na horyzoncie pojawił się policyjny radiowóz.
– Musiał się wydarzyć jakiś wypadek – stwierdziłem. Chciałem zobaczyć zdarzenie z bliska, więc zamierzałem wsiąść na rower, ale jeden z mężczyzn nagle zagrodził mi drogę.
– Nie robiłbym tego na twoim miejscu!
– No to teraz wiadomo, dlaczego nic nie rozumie – wtrąciła staruszka, posyłając kuksańca siedzącemu na ławeczce dzieciakowi. Chłopczyk spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Chyba nie chcesz oglądać swojego pokiereszowanego ciała, chłopcze – zawołał staruszek, który zablokował mi drogę – To nie jest zbyt piękny widok.
Popatrzyłem na niego jak na wariata.
– Co pan mówi? – odburknąłem zaskoczony.
– Właśnie dlatego nas widzisz – zakomunikowała staruszka – Nas i ten przystanek. To już twój ostatni – dodała.
– Ostatni? – zapytałem, patrząc, jak sanitariusze wkładają do karetki czarny worek – Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
– Tak. W każdym mieście znajduje się taki przystanek. Zazwyczaj jest on położony tuż obok tablicy z nazwą miejscowości. Autobus codziennie kursuje, bo przecież każdego ktoś umiera.
Spojrzałem w bok i rzeczywiście tuż za przystankiem znajdowała się zielona tablica z białym napisem SUCHA BESKIDZKA.
Lekko oszołomiony usiadłem na ławce. Przez głowę przeleciały mi obrazy moich rodziców, siostry oraz dziewczyny, w której niedawno się zakochałem. Nawet nie zdążyłem się z nimi pożegnać…
– Czy wy wszyscy…
– Tak – przerwał mi dzieciak – Umarłem dzisiaj w szpitalu na oddziale dla dzieci. Podobno nagle zatrzymało się moje serduszko.
– Starość – odrzekła, zadowolona babcia.
– Zawał – dodał jeden z mężczyzn.
– Rak – oznajmił drugi.
– A ja wypadek… – wyszeptałem sam do siebie. – To dokąd teraz jedziemy?
– Do miejsca, na które zasłużyliśmy – odparł staruszek – Powinieneś mieć bilet w kieszeni.
Drżącą dłonią sięgnąłem w kieszeń i rzeczywiście znajdowało się tam coś papierowego.
– Jedzie, jedzie! – wykrzyknął siedzący obok mnie chłopiec.
Spojrzałem na drogę i dostrzegłem zbliżający się autobus. Wyglądał całkiem zwyczajnie. No może poza kierowcą, który był ubrany w czarny długi płaszcz z kapturem.
– To jemu musimy pokazać bilety – popchnęła mnie staruszka, abym się zbyt długo nie ociągał ze wsiadaniem.
Z niepokojem spojrzałem na bilet. Bałem się, że pojadę do piekła, ale kiedy przeczytałem, gdzie znajduje się kolejny przystanek, odetchnąłem z ulgą. Najwidoczniej nie byłem aż tak złym człowiekiem. Cóż, może jeszcze kiedyś się spotkamy. W końcu to przecież sami malujemy sobie te bilety.
A wy jak myślicie – w którą stronę odjedzie wasz ostatni autobus?

 

KONIEC.

 

 

Tekst, osadzony w suskich realiach. Chyba bardziej czytelny dla mieszkańców mojego regionu, ale niekoniecznie. Napisany bardzo spontanicznie. Opublikowany, natychmiast po napisaniu…

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *